wtorek, 15 marca 2016

O czym marzy dziewczyna...



Jest takie miejsce w moim domu, o którym marzy każda dorosła kobieta. 
W zależności od szczęścia lub zasobności portfela, miejsce to może mieć większy lub mniejszy metraż.
Te z większym metrażem, profesjonalnym oświetleniem, wyłożone pluszem lub, co najmniej, najdroższą wykładziną z sieci sklepów Komfort, traktowane są przez właścicielki niczym sanktuaria. Te miejsca zapierają dech w piersiach.
Moje miejsce jest malutkie i ciemne. Kompletnie nieatrakcyjne. Wymyślone właściwie „na kolanie” i nie do końca przemyślane. Ale cierpliwie przyjmuje wszystko, z czym aktualnie sobie nie radzę, a co nie powinno być ujawniane osobom trzecim. Czasem mam wrażenie, że jest z gumy. Jest wyrozumiałe i w sytuacjach podbramkowych (np. nagła wizyta matki osobistej/teściowej/koleżanki/księdza/pogotowia) wręcz słyszę jak woła: „Ja! Ja! Wykorzystaj mnie! Dam sobie z tym radę!”
Przychodzi jednak taki moment, kiedy widzę, że to koniec. Że miejsce nie dźwignie więcej niż Pudzian podczas Spaceru Farmera. Że muszę dać mu odetchnąć czyli zabrać z podłogi i w końcu wyprasować, poukładać oraz pochować ciuchy całej rodziny. Gdyż albowiem niedługo będziemy, niczym przedstawiciele plemion afrykańskich, zapierniczać po wsi w bananowych spódniczkach…
To miejsce to garderoba. I ten moment właśnie nadszedł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz