środa, 9 grudnia 2015

Loch.



- Mamo, mogę dostać złotówkę do szkoły?
- Na co, synu?
- Na andruty.
- Przecież sklepik jest nieczynny.
- Jak to, mamo! Przecież tam w lochu jest czynny!!!

Chwila konsternacji.
Czyżby nielegalny handel śmiercionośnymi drożdżówkami i innymi tego typu obrzydlistwami zszedł w szkole do podziemia? Czy nasze maleńkie, wychuchane dzieci muszą od zerówki uczyć się kombinowania i przemykać pod ścianami piwnic w celu nabycia odrobiny pyszności? Czyżby dyrekcja szkoły okazała się tak lekkomyślna, żeby uprawiać potajemny obrót andrutem prosto ze szkolnej piwnicy? Żeby nie napisać wprost – z lochu?

- W lochu? W jakim lochu, synu?
- No, mamoooo… (w tym miejscu wywalił gałami na znak, że stara matka, jak zwykle, nie nadąża). W lochu. Tam, gdzie się wchodzi do szkoły, gdzie czekamy na panią.
- W holu, synu, w holu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz