Sobota imieniny kota. Mam do zrobienia dużo, ale udaję, że nic. Sobota służy przecież do relaksu… Myślę „relaks” - widzę (oczyma wyobraźni) las, świeże powietrze, ciszę i spokój…
Mieszkam przy lesie. Blisko.
Praktycznie wychodzę z domu i jestem w lesie. Lubię to, bo ten las to coś, co
sprawia, że ruszam cztery litery z kanapy. Biegam, chodzę, jestem wyprowadzana
na spacery przez psa. Ileż ciekawych przygód już mnie w tym lesie spotkało! Ha!
Zapraszam na kolejną porcję retrospekcji.
Biegnę sobie dziś po lesie,
słuchając (wg wskazówek Romana) po angielsku, relaksując się i przekonując
swoje body, że dzięki temu bieganiu poradzi sobie ono z czającą się wewnątrz
zarazą. Po trzecim kilometrze czuję jakby odrobinę rozluźnienia w dolnych
częściach tego body. Rzucam okiem w dół i co ja paczę?!? Spodnie odrobinę
zrolowane przy kostkach, w kolanach też jakby więcej luzu, że nie wspomnę o
kroku, który zwisa z pełnym luzem. Pierwsza myśl - schudłam! Już układam w myślach post aktywizujący, wspierający, dzielący się
własnym sukcesem. Już zapraszam do znajomych Ewę Chodakowską! Podciągam spodnie
i biegnę dalej! A co! Niech moje body chudnie mocniej! więcej! bardziej! Co
prawda moja ostatnia dieta nie wskazuje na to, żebym schudnąć miała. Aktywność
fizyczna w ostatnim czasie też wołała o pomstę do nieba. Coś mi przestaje
pasować. Ale biegnę. Oprócz spodni podciągam w zamyśleniu nosem. Angielski
wątek już dawno zgubiłam. Patrzę na te zrolowane nogawki i już wiem. Cuda się
nie zdarzają.
Za poluźnienie sytuacji od pasa w dół odpowiada nie
spadek wagi, a rozwiązany sznureczek ściągający.
Wtorek. 6 stycznia. Zimowy, słoneczny dzień.
Myślisz: zabiorę psa na spacer do lasu. Jak myślisz, tak robisz. Pisałam
kiedyś, że jakakolwiek aktywność fizyczna w lesie, kiedy słońce zachodzi, jest
straaaaaaszna. Okazuje się, że jak się dodatkowo ma słaby pęcherz, to potrafi
zrobić się jeszcze straaaaaaszniej. Zatem zabierasz swojego pupila na spacer. Na
początku luzik - idziecie, kontemplujecie piękno otaczającej was przyrody,
tudzież zatrzymujecie się na sik pod każdym krzaczkiem
(pies, nie wy). I nagle postanawiacie poznać nie odkryte dotąd ścieżki i
okolice. Myślicie sobie: phi tam, mam GPSa, mieszkam tu, jakoś trafię. I
skręcacie w nieznaną ścieżkę. Po jakichś 500 metrach pies
zaczyna dziwnie spokojnie iść prawie przy nodze. Już nie obsikuje i nie wącha
każdej gałązki. Za to co 20
metrów zatrzymuje się, nastawia uszy, rozgląda dookoła,
patrzy z niepokojem na Ciebie. Na wszelki wypadek twój wzrok nie podąża za
wzrokiem psa. Przecież czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Ale. Każde
takie zatrzymanie powoduje u ciebie migotanie przedsionków. Przyspieszasz
kroku. Nagle pies się jeży i spod większego krzaka wypłasza ptaka. Migotanie
przedsionków zamienia się w stan przedzawałowy. Do tego cierpnie ci skóra. Nie
wiesz czy to twój osobisty zanik lordozy szyjnej czy twoja wyobraźnia.
Zaciskasz zęby i idziesz dalej. Zaczynasz sobie wyrzucać wszystkie sensacyjne
książki, jakie przeczytałaś, wszystkie horrory i thillery razem wzięte, które
obejrzałaś... No ale idziesz. I oto w najmniej spodziewanym momencie "zza
rogu" wypada na ciebie rowerzysta. Nie żeby cię potrącił lub przejechał,
ale wypadł tak ... straaaaaasznie. Pod nosem go pouczasz, że mógłby głośniej
jechać. W końcu sam w lesie nie jest. Dostrzegasz na drzewach budki lęgowe.
Humor ci się poprawia. Wszak skoro są budki, to ktoś je sprawdza. Oznacza to,
że w razie czego twoje zwłoki zostaną odnalezione raczej wcześniej niż później!
To pozytywna wiadomość! w pewnym momencie czujesz, że coś zaczyna ci się nie
zgadzać. Pies, który do tej pory szedł grzecznie prawie przy nodze znów obsikuje
krzaczki!!! Myślisz: jesteśmy uratowani! on czuje znajome kąty! Rozglądasz się.
Faktycznie okolica jakby znajoma. Latem wygląda co prawda zupełnie inaczej, ale
na 70% to miejsce, w którym już byłaś z psem na spacerze! Czujesz jak spływa na
ciebie spokój. Gdybyś była psem, to z pewnością obsikałabyś z radości krzaczek.
Albo kilka. No, ale nie jesteś. Dzielnie zmierzasz do domu, myśląc sobie, że
jednak ten twój slaby pęcherz nie jest wcale taki słaby. A to też pozytywna
wiadomość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz