piątek, 28 października 2016

Don't stop me now...



Ciśnienie spada. Biomet jest niedobry. Pstryk i zmiana stacji.

O, tu biomet jakby lepszy – dobra muza na początek dnia nie jest zła. Jedzie sobie człowiek podrygując. Podjeżdża na podjazd własny i czując zbliżający się refren rzuca okiem dookoła. Nikoguśko w całej wsi! Ha! No to człowiek radyjko na full, drzwi jak szeroko i razem z refrenem wyśpiewywanym w języku obcym na głos (!) rozpoczyna wypakowywanie zakupów z bagażnika.

Raz machnie lewą nogą, raz machnie prawą ręką! Podskoczy, obrót wykona na poziomie dwuletniej sąsiadki trenującej balet, głową machnie, nie raz i nie dwa, w celu przekazania ilości energii, jaką dostaje od artysty. A potem nawet wykona rozkrok i gest udający grę na gitarze, której nie powstydziłby się sam Brian May, czy inny sławny gitarzysta. I w tym momencie, pełnym satysfakcji i spełnienia, człowiek podnosi wzrok z nad wyimaginowanej gitary i co widzi? No?

W szeroko otwartym oknie tarasowym budowanym naprzeciwko stoi dwóch panów. Nie ruszają się. Być może są w szoku. Na progu lasu stoi starsza sąsiadka. Wygląda jakby nie miała sił iść dalej. Z lewej kolejna sąsiadka – w samochodzie, zwolniła do 5 km/h. Po minie wnoszę, że jeszcze ocenia sytuację – roześmiać się czy raczej wołać pogotowie?

Także podsumowując cieszę się, że nie wpadłam na świetny pomysł uwieńczenia występu szpagatem albo nawet skokiem jete...

 https://www.youtube.com/watch?v=HgzGwKwLmgM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz