niedziela, 28 sierpnia 2016

Chłopaki.



Już myślałam, że te wakacje skończą się powoli, bez niespodziewanych wydarzeń. Że będą ciągnęły się jak przysłowiowe flaki z olejem czy inne spaghetti bolognese. A tymczasem tydzień temu, w poniedziałek rano, obudziły mnie porywające takty przeboju, w którym niejaka Ruda tańczy, jak szalona.
WTF? - pomyślałam, ale już po chwili mnie olśniło! Chłopaki wróciły!
Od początku tygodnia obserwuję zatem pokazy mody odzieży budowlanej oraz przeglądy sprzętu technicznego, wysłuchuję dialogów okraszonych soczystym słownictwem przynajmniej tak dobrze, jak świąteczny bigos okraszony jest mięsiwem, odpowiadam kulturalnie na uprzejme „dzień dobry”, wspomagane na końcu śmiechem tych twardzieli, którzy się nie witają z nikim i nigdzie, używam nadludzkiej siły, aby powstrzymać psa przed wyżeraniem spod płotu resztek żarcia, które księciuniom z budowy przygotowały kochające żony, matki lub kochanki…
Pogoda chłopakom sprzyja. W połowie tygodnia wróciło lato, więc chłopaki zrzuciły przepocone bawełny i rozpoczęli festiwal prężącego się ciała. Falują brzuchy i bicepsy! Pot spływa swobodnie prosto do majcioch! Niestety, nie ma czego podziwiać. Ale może nie wszystko jeszcze widziałam…
Oprócz atrakcji dostarczanych przez ekipę, odnotowałam mały progres – przenośna toaleta została przywieziona i oddana chłopakom do dyspozycji bez mojej wcześniejszej ingerencji (czyli próśb, nacisków i lekkich, zawoalowanych gróźb nawet). Punkt dla inwestora.
Co prawda ustawiona została na samym środku, co pozwala podziwiać mi ją, jak tylko podejdę do okna oraz, jak tylko zmuszona jestem użyć frontowych drzwi wejściowych, ale nie narzekam. 
Lepszy rydz, niż nic  ;-)

Miłego dnia pracy!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz