Z wakacjami to jest dziwna
sprawa.
Kiedy ich nie ma, to się na nie
czeka, jak na zbawienie. W ciągu roku szkolnego wakacje są synonimem wolności,
braku porannego wstawania, braku jeżdżenia w tę i z powrotem, aby dostarczyć
dzieci do placówek, braku pośpiechu oraz braku setek wypowiadanych codziennie,
i jakby odbijających się o ścianę słów typu: „odrób lekcje”, „pouczyłabyś się
trochę”, „przeczytaj to chociaż”, „postaraj się”, i znany wszystkim dzieciakom
gwóźdź do trumny czyli „ja w twoim wieku…”
I jak już te oczekiwane wakacje
przyjdą, to nagle okazuje się, że czas zaczyna jakby przyspieszać, i zanim się
człowieku obejrzysz, masz już w kalendarzu sierpień, a nie zdążyłeś nawet
wyjechać na urlop. Poza tym i tak wstajesz rano, bo, co prawda, szkoła cię nie
wzywa, ale wzywają cię inne, równie przyjemne, obowiązki. Przez większość dnia
usiłujesz pracować, co skutecznie utrudniane jest przez milion pytań zadawanych
zwłaszcza przez młodszą młodzież. A młodzież natomiast pomimo twoich starań, by
organizować im czas, tak ostentacyjnie się nudzi, snuje po okolicy i nie ma co
robić, że zdanie zaczynające się od „ja w twoim wieku…” staje się twoją mantrą
codzienną i sama siebie nienawidzisz za to, że znów je słyszysz.
Wtedy właśnie, jak słońce przez
mgłę, przebija się nieśmiała myśl. Sama nie wierzysz, że to w ogóle się dzieje.
Że na początku sierpnia, w środku wakacji, przed własnym urlopem masz ochotę
rozedrzeć paszczę, wyrzucić z siebie całą głęboko skrywaną tęsknotę i wrzasnąć
ze środka potężnym głosem: SZKOŁO
WRÓĆ!!!
😜
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń