czwartek, 21 kwietnia 2016

Jaki poranek, taki cały dzień?



Poranek na wsi.

Mąż oznajmił, że zima wróciła. Że przymrozek, skrobanie szyb i inne atrakcje.

Psa bolał brzuch, co powodowało, że „wołał” o wyjście na dwór, aby nażreć się trawy.

No to się wzięłam i ubrałam, jak na Sybir. Kilka warstw, na głowę kaptur, na dłonie ciepłe rękawice. Ba! Nawet kubek herbaty gorącej zabrałam ze sobą.

Wyszłam, stanęłam w słońcu i okazało się, że jest przyjemne 10 stopni.

Zapomniałam zatem o zimie i popijając herbatkę rozkoszowałam się słońcem. W przepastnej kieszeni znalazłam okulary słoneczne, które usiłowałam założyć na nos, zapominając, że wcześniej nie zdjęłam okularów zwykłych.

Po akcji z okularami nadjechali panowie z ZUKu. Po odpady wtórne segregowane. Dokładnie po szkło. Załadowali 3 worki pełne butelek po piwie i rzucając mi wymowne spojrzenie zabrali się za odjeżdżanie. Zanim jednak odjechali, napadły mnie brzozy, czy inne kwitnące i powodujące alergię rośliny. Czując na sobie wymowne spojrzenie panów kichnęłam potężnie i obsmarkałam sobie pół twarzy. Z okularami włącznie. 
Rechot panów towarzyszy mi do teraz… Nie chcę wiedzieć, co będzie dalej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz