piątek, 26 lutego 2016

Szał niebieskich ciał

Dawno, dawno teeeemu, za górami, za lasami, kiedy jeszcze 3/4 naszej rodziny było zdrowe, a tylko 1/4 (niestety ja) zaczynała zaprzyjaźniać się z całym batalionem wirusów grypy...

... schodząc z piętra, spotykam Syna wróconego ze szkoły.
- Mam dla ciebie pracę, mamo!
Słaba, schorowana, niedomagająca pytam, zlękniona, po cichutku:
- Jaką?
- Plastyczną.
- Do wykonania?
- Nie, w prezencie. Ale zaskocz się, dobra?

Jak widać na załączonym obrazku jestem dodatkową planetą w układzie słonecznym Syna. Tą w kształcie serca. I dobrze mi z tym.

piątek, 19 lutego 2016

Jeszcze słabsza płeć.

Ostatnie dwa tygodnie obfitowały w ekstremalne przeżycia. 
Dla nieśledzących z uwagą przypomnę, że chorowała Córka (od jelitówki do anginy, 2 antybiotyki, 2 tygodnie w domu), chorował Syn (tylko jelitówka, za to z efektownie rzuconym pawiem prosto w oko matki, czyli moje), zaczął się ruch w interesie służbowym (powodujący zyliard telefonów i spotkań wśród pól, lasów i łąk), remontowała się łazienka, popsuł odkurzacz (który, w obliczu posiadania psa puszczającego sierść kilogramami, jest tak podstawowym sprzętem domowym, jak, na ten przykład, szczoteczka do zębów) i spłuczka w wyremontowanej łazience...
Nie mogło być zatem inaczej - mój wątły organizm najpierw zasunął mi doła głębkiego niczym Rów Mariański, a w końcu, kiedy walczyłam o zachowanie resztek sił, powiedział: "dość tego, do kurwy nędzy!" I dostał grypy. 
Dziś rano, kiedy wstałam z łóżka, stopy bolały mnie, jakbym co najmniej przebiegła ze trzy maratony raz za razem, po rząd. Do tego okazało się, że mruganie powiekami to czynność, przy której można się spocić... Nie pozostało mi nic innego, jak zorganizować sypialniane biuro dowodzenia, zmusić Męża do przejęcia obowiązków, i pozostać w łóżku.
Stąd właśnie wysyłam Wam pozdrowienia, całuski i dwie rybie łuski!

PS. Ku pokrzepieniu serc odebrałam dziś radę od mojej osobistej Matki, która rzekła, że mam wygrzać organizm, nie wstawać i odpoczywać, bo W WIEKU 40 LAT GRYPA TO JUŻ NIE TAKI PIKUŚ!!! Amen.

piątek, 12 lutego 2016

Słaba płeć.


Choroba na pokładzie. W roli głównej Córka. 
Rigoletto (nazywane potocznie wymiotami lub, mniej elegancko, rzygankiem), temperatura, której nie powstydziłoby się upalne lato, ziemista cera, siódme poty, brak apetytu i sił.
I tak od niedzielnej nocy.
Głównym składnikiem diety - Ibufen. Nie żebym chciała reklamować, ale okazało się, że to nie tylko przeciwgorączkowy/bólowy/zapalny lek. To medykament, który nie pozwala zapomnieć nam o naszej , mniej lub bardziej, przecioranej chorobą kobiecości.
Po zażyciu ostatniej dawki Córka pozbyła się wysokiej temperatury, na rzecz mokrej piżamy i pościeli.

Ja: Wstaniesz za 10 minut, zmienisz piżamę, umyjesz się a potem zrobię ci obiad.
Córka: I PAZNOKCIE!