poniedziałek, 18 lipca 2016

Podsumowanie.

Zauważyłam, wśród zaangażowanych mam, tendencję do podsumowywania wyjazdów dziecięcych. Ja również jestem zaangażowana, więc dokonam własnego.
Otóż Córuś moja powróciła z dwutygodniowego obozu harcerskiego w Szklarskiej Porębie. Uśmiechnięta, zadowolona, rozgadana. Ubrana co prawda tak, że w pierwszym odruchu miałam ochotę uciec do domu i zaryglować drzwi przed tym, co sobą reprezentowała, no ale o gustach się nie dyskutuje. Najważniejsze, że w dupę ciepło.
Wróciła, szybko ją załadowano do wanny i podczas, kiedy ona wyrzucała z siebie wrażenia obozowe, ja, tak po prostu, z głupia frant i całkowicie nieprzygotowana, otworzyłam walizkę.
Prawie mnie to zabiło!!! O matulu przenajświętsza!!! Święty turecki!!! Co tam się działo! Dominowały dwie rzeczy - odorek i wilgoć. Buty, po wyjęciu z worka (plus dla Córki za bystre przewożenie ich w worku) i przechyleniu, oddały jeszcze sporo wody z Kamieńczyka. Drugie zupełnie zmieniły kolor, co sprawiło, że w pierwszej chwili pomyślałam, że to nie nasze...
Do tego brudne i wilgotne rzeczy, wymieszane były z nieużywanymi, bo całkowicie nieprzydatnymi, rzeczami letnimi (na przyszłość nie będę tak naiwna i zamiast 3 par krótkich spodenek, stroju kąpielowego i 7 tshirtów zapakuję jej po prostu kalosze!). Do worka z brudną bielizną to normalnie bałam się rękę włożyć...
Śpiworu do teraz nie rozwinęłam... Muszę dojść do siebie i znaleźć odpowiednie miejsce, w którym po rozłożeniu tej bomby biologicznej nikt nie ucierpi...
Także obozowy sezon 2016 uznaję za zakończony. Wrażenie mam, że u innych dzieci było lub będzie całkiem podobnie. Przed nami jeszcze wakacje rodzinne, ale to z pewnością nie będzie tak ekstremalne przeżycie ;)
 
Fot. Internety.
 

sobota, 9 lipca 2016

Gdy nie ma dzieci w domu...

Rzadko, naprawdę rzadko, nie posiadam dzieci w domu. W sensie, że obu dzieci jednocześnie. Od wczoraj tak właśnie jest.
Na te szczęśliwe chwile, wolne od ciągłej rozmowy, nie kończących się pytań i dialogów, a często nawet monologów, zaplanowane zostało nieumiarkowanie w lenistwie, jedzeniu, piciu, seksie i spotkaniach towarzyskich. No i oczywiście w SPANIU. Wygodnym, długim i niczym nie przerywanym SPANIU.
I co?
Pies dostał bólu brzuszka (@@#%$^%&#$%$^@) i obudził mnie o 6:35...
Przeżył, ale poznał tak dużo brzydkich słów, że teraz nie podskoczy mu w tym temacie żaden wiejski burek, który niejedno widział i niejedno słyszał...
Udanego weekendu for all!